sobota, 29 września 2012

Londyn, miasto w Anglii

Bo, jak wszem i wobec wiadomo, nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój... A życie czasem przynosi niespodzianki, niespodziewane zwroty akcji i nieoczekiwane przeprowadzki. I tak to na profilu fb jakiś czas temu Madryt (no dobra, nie Madryt tylko Colmenar Viejo) został zamieniony na Londyn, takie miasto w Anglii. A że miasto to cierpi na niewyobrażalnie długie okresy oczekiwania na zainstalowanie internetu w domu, na blogu zapanowała nieprzyjemna cisza. Choć poza blogiem działo się a działo.


Kiedy zaczęłam pisać o Hiszpanii, przez myśl mi nie przeszło, że w tak niedługim czasie przyjdzie mi opuścić ten kraj. I choć pisałam rzadko, dziś sama z nostalgią patrzę na wcześniejsze posty. I nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno umierałam z gorąca. Że w pubie nie musiałam precyzować, czy chcę piwo czy piwo. I że do każdego piwa było tapas - ręka aż świerzbi, żeby po coś sięgnąć, a tu można sięgnąć jedynie po szklankę. W sklepach towarzyszył mi ten przyjemny zapach suszonego serrano. Na ulicy nikt nie uważał, że krzyczę. Palmy były proste, a po drodze na stację można było wejść w środek pasących się owiec.

Kilka miesięcy temu pisałam o trzech fazach życia na emigracji. Ciekawość mnie zżera, czy moje tutejsze odczucia będą podobne. Czy będę tęsknić bardziej za Polską, czy za Hiszpanią? Choć nigdy wcześniej nie byłam w Londynie, mam dziwne wrażenie, że wróciłam do siebie - pogoda w kratkę, ludzie na ulicy mówią po polsku, a w Tesco bez problemu kupię majonez Winiary. Póki co tęsknię za oliwkami, tutejsze też są smaczne, ale to jednak nie to samo, co kupione na wiejskim hiszpańskim targu w słoneczny leniwy poniedziałek.

Długo (cały lipiec, sierpień i wrzesień!) zastanawiałam się, co zrobić z tym blogiem - w końcu miał być o Hiszpanii. Ostatecznie postanowiłam, że pozwolę mu żyć swoim życiem, w związku z czym do zaglądania niezmiennie zachęcam. Choć codzienność hiszpańską zamieniłam na codzienność brytyjską, jednak Hiszpanii u mnie nadal pod dostatkiem - a to święta, a to wakacje, a to 3/4 moich domowników na hiszpańskich paszportach podróżuje, a to w brytyjskiej lodowce razem z majonezem Winiary zamieszkało chorizo. Mam całą masę przepisów do zamieszczenia i zaległości do nadrobienia - wakacje miałam intensywnie hiszpańskie, bo musiałam odpowiednio akumulatory naładować między pakowaniem kolejnych pudeł. Zostańcie więc :-)

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
meta name="sznurkownia-site-verification" content="f17d2c46d29511e191278376"