niedziela, 17 czerwca 2012

Oviedo - la ciudad muy muy buena

Sprofanowałam to miejsce. Przeszłam w pośpiechu zatrzymując się tylko na chwilę na sidrę. A Oviedo należy poświecić czas, w spokoju podziwiać uliczki starówki, zajrzeć do Cámara Santa, napić się cydru na Gasconie, poszukać Woody'ego Allena (lub Fernando Alonso), polenić się w cieniu preromańskiego kościółka. Ale nas niestety gonił czas. Szast prast, chwila moment i znowu byliśmy na trasie. Pozostał niedosyt i postanowienie powrotu. Na trochę dłużej i zdecydowanie wolniej.


Oviedo, czyli - jak głosi napis na murze Ayuntamiento (Ratusz) - "Muy noble muy leal benemerita invicta heroica y buena ciudad de Oviedo", w naszym skrócie "Muy muy buena ciudad". Malowniczo położone wśród Gór Kantabryjskich jest piękne, kolorowe, zadbane, pachnie cydrem i serami. Urzeka czy to przy zachmurzonym niebie, czy w ostrym słońcu. Napawa radością bijącą ze sklepowych wystaw, ogłusza ulicznym gwarem i muzyką dobiegającą ze straganów, nęci zapachami dochodzącymi z licznych barów i sklepów z asturyjskimi przysmakami.

Nasz spacer zaczynamy od Plaza de Alfonso II i szybkiego obejrzenia Katedry San Salvador. Jest niedziela, mieszkańcy za chwilę będą świętować Boże Ciało. Przyozdabiane są ulice, wokół katedry kręcą się dziewczynki w pierwszokomunijnych sukniach i chłopcy w garniturach. Ich eleganccy rodzice próbują, ku umęczeniu dzieci, zrobić im pamiątkowe zdjęcie na tle katedry. W katedrze coraz więcej ludzi, a dookoła niej coraz więcej żebraków. Francja elegancja przeplata się z biedotą na każdym kroku. Z powodu święta pozamykane są boczne kaplice, nie wspominając już o Cámara Santa.


A Cámara Santa de Oviedo to jeden z obowiązkowych punktów zwiedzania miasta. To preromański kościół znajdujący się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zbudowany w IX wieku przez Alfonso II, w późniejszych wiekach został wbudowany gotycką Katedrę San Salvador. Składa się z dwóch poziomów - Kaplicy św. Michała oraz Krypty. W Cámara Santa przechowywane są najważniejsze relikwie Hiszpanii, w tym Santo Sudario (zwany także pañolon de Oviedo), czyli Chusta z Oviedo. Wg tradycji chrześcijańskiej chusta ta okrywała głowę zmarłego Jezusa, miała zostać znaleziona w Jego grobie przez św. apostołów Piotra i Jana razem z Całunem Turyńskim. Co ciekawe, badania potwierdzają, że na obu całunach znajduje się krew grupy AB. Chusta z Oviedo jest wystawiana dla publiczności tylko trzy razy do roku - w Wielki Piątek oraz 14. i 21. września.

Spacerujemy w kierunku Universidad de Oviedo, po drodze kupując w sklepie z pamiątkami spokój za 6€. Odtąd wędrówka przebiega bez akompaniamentu Natalelkowego "chcę na rąąąączkiiii", za to ze stukotem kółek drewnianej krowy po chodniku. Bo krowa to jeden z pamiątkarskich symboli Asturii. I robi "mmmmm", jak słusznie zauważył Samuel.


Skręcamy w calle Ramón y Cajal, na niedużym placyku Plaza de Riego odganiam myśl o kawie, na calle del Peso odbieram szybką lekcję lekcji hiszpańskiego w hiszpańskiej szkole:

"... musieliśmy się na pamięć uczyć przyimków: a ante bajo cabe con contra de desde en entre hacia hasta para por segun si sobre tras. Albo padały pytania o preterito pluscuamperfecto del subjuntivo del verbo coger..."


Dochodzimy do Plaza de la Constitución, które wita nas niespodzianką - na placu trwają przygotowania na przyjęcie procesji. Na wejściu do kościoła San Isidoro el Real montowany jest ołtarz, a dojście do niego uświetnia droga z kwiatów. Jej pełny wdzięk będziemy mogli podziwiać wracając, póki co główne obrazy są zasłonięte kartonem. Na placu pojawia się coraz więcej ludzi, pierwsi wierni zajmują już miejsca przy barierkach, panuje wesoły, lecz póki co jeszcze zdecydowanie nie religijny nastrój. Odzywa się też nasze dawno zapomniane "szczęście turysty" - wieża ratusza jest w renowacji, możemy więc podziwiać rusztowania wokół budynku.




Razem z tłumem Hiszpanów zagłębiamy się w gwarną calle del Fierro, idącą wzdłuż Mercado del Fontán przylegającego do kościoła. Zdecydowanie niecodzienna mieszanka kultu religijnego i świeckich przyjemności. Słuchamy muzyki dobiegającej z któregoś straganu, śmiejemy się z pamiątek w narożnym sklepie, wdychamy pomieszany zapach serów i wędlin, stajemy oniemiali na widok witryny pełnej chorizo.



W tym ogólnym zgiełku dochodzimy do uroczego Plaza del Fontán nęcącego zapachem cydru. Tam przysiadamy odcięci od ulicznego hałasu przez otaczające budynki i zamawiamy butelkę. Stoliki, dotąd puste, szybko się zapełniają, a plac wypełnia słońce i gwar rozmów. Kelner nalewa cydr bryzgając przy okazji na kręcącego się wokół Samuela, krzyczy na mnie ze śmiechem, że mam pić, a nie robić zdjęcia, a na plac wchodzi lokalna orkiestra grająca na dudach i bębnach. Piękna pogoda, sidra i muzyka - czego chcieć więcej w niedzielne południe?






Po leniwym opróżnieniu butelki stwierdzamy, że czas nieubłaganie goni. Wracamy więc do samochodu i jedziemy na górę Naranco obejrzeć pochodzące z IX wieku kościoły - Santa María del Naranco i San Miguel de Lillo. To absolutnie konieczny punkt programu. Oba budynki znalazły się na liście światowego dziedzictwa UNESCO i razem z pozostałymi kościołami z Oviedo stanowią jedyny przykład architektury preromańskiej na terenie Hiszpanii. Usytuowana na zboczu góry Santa Maria de Naranco początkowo służyła jako pałac królewski. W świątynię została zamieniona najprawdopodobniej w XII wieku, z powodu zawalenia się części stojącego nieopodal kościoła San Miguel de Lillo.




Na koniec głodni udajemy się jeszcze do oddalonej około kilometra (wzwyż) restauracji Buenos Aires, z której rozpościera się wspaniały widok na Oviedo i Góry Kantabryjskie. Podziwiając widoki jemy typowe asturyjskie danie cachopo de ternera (smażony kotlet wołowy przekładany serem, szynką serrano, papryką piquillo oraz szparagami) i przepyszny deser - naleśniki z lodami i bitą śmietaną oraz trójkolorowy mus czekoladowy. Po obiedzie, choć najodpowiedniejsza byłaby sjesta, pakujemy się do samochodu i ruszamy w drogę powrotną.


Ciekawostki:

Oviedo jest jednym z ulubionych miast Woody'ego Allena. M.in. tutaj kręcony był film "Vicky Christina Barcelona", w tym także we wnętrzu kościoła Santa María del Naranco.

W Oviedo znajduje się jeszcze jeden preromański kościół - San Julián de los Prados. On także pochodzi z IX wieku i także został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety udało mi się go zobaczyć tylko z okien samochodu.

W Oviedo urodził się i ponownie mieszka dwukrotny mistrz świata Formuły 1 Fernando Alonso.

środa, 6 czerwca 2012

Faunia de Madrid

Czy wiedzieliście, że w zależności od temperatury otoczenia z jaj krokodylich wykluje się więcej samców lub więcej samic?

A że w Hiszpanii nie obchodzi się Dnia Dziecka?!


Na szczęście rodziny mutli-kulti mają przywilej wybierania z tradycji tego, co najlepsze. I dostosowania wg swoich potrzeb i uznania. Stąd my Dzień Dziecka, a jakże, obchodzimy, tyle że nie 1.06. W tym roku, w ramach świętowania, wybraliśmy się do madryckiej Fauni. To taka trochę inna wersja zoo, pomyślana na wierniejsze odtworzenie naturalnych warunków życia zwierząt i większą interakcję z odwiedzającymi. Nie należy jednak nastawiać się na niezapomnianą przygodę życia, a przynajmniej nie w ramach podstawowego biletu.


Faunia podzielona jest na szereg obszarów tematycznych oraz ekosystemów - od zagrody, przez ogród motyli, wnętrze ula, koła podbiegunowe, nocne życie pustynne, podziemne tajemnice rodem z Indiany Jonesa, aż po kangury czy jeziora pelikanów. Prezentowane ekosystemy poznajemy z bardzo bliska, często z różnych ich poziomów - i tak np. zwiedzanie dżungli zaczynamy od szczytów drzew a kończymy z perspektywy dna Amazonki, zagłębiamy się w las afrykański, w którym wypatrzenie zwierząt jest nie lada zadaniem, wchodzimy do ciemnej jaskini, by z bliska przyjrzeć się podziemnym grotom i tunelom oraz ich mieszkańcom.

W ramach zwiedzania możemy obejrzeć pokaz fok i lwów morskich lub pokaz ptaków drapieżnych, nakarmić z ręki kozy lub pieski preriowe, przejechać się kucykiem, zobaczyć karmienie pingwinów oraz przeżyć burzę w dżungli (jeśli tak rzeczywiście wygląda, jest to najprzyjemniejsza burza świata). Faunia oferuje również szereg zajęć edukacyjnych (wliczając w to spanie z pingwinami lub krokodylami), można w niej zorganizować przyjęcie weselne, z okazji chrztu lub komunii, urodziny czy wreszcie spotkania/konferencje biznesowe. Każdemu po troszeczku.



Zobaczymy niezliczoną ilość zwierząt, których różnorodność tworzy trochę wrażenie mydła i powidła. Niemniej jednak wiele wystaw jest bardzo ciekawych i bardzo dobrze wykonanych, i właściwie każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie. Nas z mężem urzekła dżungla (ach, te papugi!) oraz zdecydowanie zainteresowała wystawa o zwierzętach jadowitych. Hitem Samuela były nurkujące pingwiny, a Natalelki... kozy. Bo nie wiem, czy wiecie, że "kozy jedzą trawę".


Część atrakcji odbywa się o ściśle ustalonych porach (jak np. pokaz lwów morskich czy ptaków drapieżnych), na inne trafiamy przypadkowo (karmienie pingwinów), na jeszcze inne trzeba się wcześniej umówić (pływanie z lwami morskimi).




W dżungli co pół godziny (w weekendy i dni świąteczne, w tygodniu co godzinę) prezentowana jest tropikalna burza, która sprowadza się do bardzo rzęsistego deszczu, niezwykle miłego dla ucha oraz cichych grzmotów w tle. Dla siedzących pod dachem jest to burza bardzo przyjemna, dająca miłe orzeźwienie. Nie wiem, czy papugi są równie szczęśliwe, kiedy im tak co chwila na głowę pada. W weekendy istnieje również możliwość przespacerowania się po dżungli amazońskiej poznając z bliska jej mieszkańców. Trzeba jednak swoje odstać w kolejce i nie można wejść z wózkiem, czyli opcja niedostępna dla rodziców dzieci aktualnie śpiących (mnie na przykład).


Faunia to miła propozycja na spędzenie całego dnia na łonie natury, poznając przyrodę i życie egzotycznych (lub mniej) zwierząt. Polecałabym ją jednak głównie dla rodzin z dziećmi. Chyba że komuś nie przeszkadzają tłumy wszędobylskiej dzieciarni otaczające ich z każdej strony i wpychające się jak najbliżej zwierząt. Wiem, mało atrakcyjny opis, ale takie jest prawo dzieci i tak po prostu wygląda tamtejsza rzeczywistość. Może w tygodniu jest lepiej pod tym względem. Ale na wyjście z dziećmi, hicior!


---

Informacje praktyczne:

Oficjalna strona: www.faunia.es dostępna w języku hiszpańskim oraz angielskim.

Dzieci do lat 3 wchodzą za darmo - na potwierdzenie wieku należy wziąć paszport dziecka (przy braku dokumentu sprawdza się, czy dziecko mieści się pod zawieszoną na wysokości 1m barierką).

Część atrakcji dostępna jest za dodatkową opłatą i po wcześniejszym umówieniu.

Można kupić bilet przez internet zaoszczędzając euro i czas stania w kolejce.

Na terenie Fauni znajduje się sporo barów i kiosków z jedzeniem, niestety ich ceny trudno zaliczyć do przystępnych.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
meta name="sznurkownia-site-verification" content="f17d2c46d29511e191278376"