czwartek, 19 stycznia 2012

Móc zatrzymać ten czas


Życie na emigracji ma swoje fazy. Na początku mamy optymistyczne i ekscytujące "witaj przygodo" - chłoniesz całą sobą nowe miejsce, nowych ludzi, nowe zwyczaje, nowe smaki, nowe wszystko. Chcesz wszystko poznać, oswoić.

Jakie pyszne to wino! Ile kosztowało? Co?! Ile?! Buahahaha w Polsce byle sikacz jest droższy!
Mhmmm paella, mogłabym ją jeść codziennie.
Fajni ci Hiszpanie, nigdzie się nie spieszą, umieją cieszyć się życiem.
Jacy wszyscy tutaj są otwarci!!!
Tak, mamy koniec października, a ja spaliłam się podczas dzisiejszego spaceru!
A kiedyś głupia myślałam, że znam smak mandarynki...

Po jakimś czasie zaczyna do Ciebie docierać, że tym razem to nie są wakacje, że nie wracasz do kraju za tydzień, dwa, miesiąc. Że może nigdy nie wrócisz i już. Nagle przygoda zaczyna krępować, a nowe miejsce traci swój urok. Serce wypełnia tęsknota za zimnym krajem i wszystkim, co z nim związane. Wszystko jest brzydsze, gorsze, mniej smaczne niż w Polsce. Ludzie mają wady większe niż Polacy. Zwyczaje są mniej przyjemne niż w Polsce. A zima bez śniegu to nie jest zima!

Denerwuje sklep zamknięty z powodu sjesty.
Irytuje ekspedientka rozmawiająca z koleżanką zamiast nas obsługiwać.
Smak mandarynek nie rekompensuje braku pietruszki.
W Polsce to dopiero jest wybór przypraw! Zresztą WSZYSTKIEGO jest wybór.
Czy każdy na ulicy MUSI dotknąć moje dziecko?!
Czy wyglądam na taką, która ma ochotę na pogawędkę o niczym?
no i przede wszystkim... Jak można nie wiedzieć, co to jest kasza gryczana?!

Aż w końcu przywykasz, wtapiasz się, stajesz się częścią krajobrazu. Zaczynasz postrzegać rzeczywistość taką, jaką ona naprawdę jest. Bez wyolbrzymień w którąkolwiek stronę, bez porównywania "u nas vs u nich". Zaczynasz czuć, że mimo wszystko jesteś u siebie. Do Polski jedziesz w gości, a nie wracasz do domu.

Dziwisz się, że ktoś trąbnął na Ciebie na ulicy, bo przechodzisz nie po pasach.
Zaprzyjaźniasz się z uroczym dziadkiem z kawiarni.
Przyłączasz się do rozmowy ze sprzedawczynią.
Przestajesz przywozić jedzenie z Polski (no może poza kaszą gryczaną). Bo tak naprawdę Sopocka w Hiszpanii nie smakuje. Zresztą podobnie jak Serrano w Polsce.
Sztuczna Choinka na Boże Narodzenie nie jest problemem, a prezenty na Trzech Króli są jak najbardziej naturalne.
Piwo z sokiem zamieniasz na piwo z fantą.
Gdy tylko spadnie śnieg, lecisz po aparat.
Stwierdzasz, że od lat nie jadłaś prawdziwego schabowego, za to umiesz z głowy wyczarować paellę.
Słysząc "tortilla" nie myślisz o meksykańskim naleśniku.

***

Kiedy moje życie w Hiszpanii weszło do trzeciego etapu, pojawiła się ochota opisania tego, co tu mnie spotyka. Z czasem ochota zamieniła się w potrzebę. A dziś potrzeba zamieniła się w czyn. Ponieważ, powtarzając za Kasią Kowalską, "chcę zatrzymać ten czas". Po prostu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
meta name="sznurkownia-site-verification" content="f17d2c46d29511e191278376"